poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Niedziela dla włosów #2

Witajcie na kolejnej, tym razem świątecznej, włosowej niedzieli u mnie. Mam nadzieję, że święta minęły wam dokładnie tak, jak tego chcieliście. U mnie było w porządku, najadłam się wielu dobrych rzeczy, spędziłam czas z bliskimi, a wieczorem miałam też trochę czasu dla siebie, który poświęciłam na zafundowanie swoim włosom trochę bardziej nietypowej pielęgnacji.

Tym razem na tapecie był, zapowiedziany w zeszłym tygodniu, banan. Leżał sobie taki jeden osobnik u mnie na parapecie, dojrzewając przez dłuższy czas i nareszcie przyszedł moment, żeby go użyć.

 Nie wygląda zbyt apetycznie, ale jedzenie tego nie byłoby najlepszym pomysłem ;)

Nie kombinowałam z nim za bardzo. Dokładnie rozgniotłam owoc w miseczce, dodałam odżywkę Cien do włosów "bez życia" i niedawno zrecenzowany olejek Babydream.


Rozciapałam to wszystko na tyle, na ile dało się to zrobić bez użycia blendera, którego niestety, nie posiadam i nałożyłam na włosy, pod turban i zimową czapkę.

W ciągu paru godzin, kiedy trzymałam tę maseczkę na głowie, nie byłam nią zachwycona. Banan zasychał, tworząc na włosach skorupę, co dawało nieprzyjemne uczucie hełmu na głowie i jakby ciągnięcia za włosy. A kiedy przyszło mi zmyć specyfik z głowy (użyłam aloesowego szamponu Equilibra), klnęłam już bez oporów, złorzecząc całemu światu jak leci. Nierozrobione cząstki owocu wczepiały się w kosmyki, wanna była brudna od tych, które udało mi się usunąć, a włosy się plątały. Wtedy też poprzysięgłam sobie, że już nigdy więcej banana na głowie, przynajmniej dopóki nie sprawię sobie blendera. Kiedy w końcu udało mi się doczyścić włosy, nałożyłam na nie moje niedawne odkrycie, czyli odżywkę Garnier Moc 5 Roślin. A potem to już standardowo, żel lniany b/s i kropla Vatiki kokosowej pod serum Bioelixire.

Rano, kiedy rozczesywałam włosy, cały czas były trochę splątane i musiałam palcami rozdzielać pojedyncze kosmyki. Jeszcze szykując się do zdjęcia, mówiłam Mojemu, że nigdy więcej, bla bla bla. A potem zobaczyłam efekty.


No i cóż, zmieniłam zdanie :D Nie przypominam sobie, żebym wcześniej uzyskała taki efekt po jakimkolwiek kosmetyku, więc myślę, że banan w mojej pielęgnacji pojawi się jeszcze nie raz. Na pewno nie będzie stałym gościem, ze względu na to, jak trudno jest mi go obrobić, ale na pewno nie zapomnę o tym specyfiku.

A jak u was przebiegła wielkanocna niedziela? Zadbałyście jakoś szczególnie o włosy, czy raczej zrobiłyście sobie wolne od włosomaniactwa?

sobota, 19 kwietnia 2014

Wesołych Świąt!



Wszystkiego dobrego z okazji Świąt Wielkiej Nocy! Chciałabym życzyć Wam spokoju, abyście odnaleźli w tych świętach dokładnie tego, czego potrzebujecie, odpoczęli i nacieszyli się piękną, wiosenną pogodą :)

Kasia

czwartek, 17 kwietnia 2014

Olejek pielęgnujący dla dzieci Babydream

Jak już kiedyś pisałam, uwielbiam kosmetyki wielofunkcyjne. Po części to przez mój testerski zapał - najchętniej nałożyłabym kosmetyk na wszystkie części ciała, żeby sprawdzić, jak działa ;) ale też najzwyklejsza w świecie oszczędność. W końcu, jeśli możemy kosmetyk użyć na kilka różnych sposobów, to jest szansa, że któryś z nich nam podpasuje, a sam kosmetyk ma większe szanse zostać zużytym w terminie i nie będzie trzeba go wyrzucić.

Jednym z takich wielofunkcyjnych cudów w mojej kosmetyczce jest olejek dla dzieci Babydream.

 
źródło: rossnet.pl


Skład kosmetyku:
Helianthus Annuus Seed Oil, Cetearyl Isononanoate, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Chamomilla Recutita Flower Extract, Bisabolol, Calendula Officinalis Flower Extract, Tocopheryl Acetate, Tocopherol, Hydrogenated Palm Glycerides Citrate, Parfum

Używałam tego olejku na trzy sposoby:
- do olejowania włosów
- jako balsam po goleniu nóg
- jako wzbogacenie kremu do rąk

We wszystkich tych rolach sprawdził się świetnie. Włosy po jego użyciu były miękkie i lśniące. Nałożony po goleniu świetnie koił podrażnienia i nie powodował uczucia pieczenia, w przeciwieństwie do kremu, który normalnie używam do ciała. 

Nie każdy krem dało się wzbogacić tym olejkiem, te o lżejszej formule po wymieszaniu robiły się za rzadkie. Za to kremy gęstsze, o bogatszej formule, jak na przykład Anida z woskiem pszczelim i olejem makadamia, łączyły się z nim świetnie, pozostawiając dłonie dobrze nawilżone, bardziej odporne na wysuszenie.

Właściwie, olejek Babydream ma tylko jeden minus - opakowanie. Po każdym użyciu, odrobina kosmetyku wylewa się, brudząc butelkę i powierzchnię, na której stała. Dlatego też nie wstawiłam do tej notki zdjęcia mojego egzemplarza - po paru tygodniach używania, butelka to obraz nędzy i rozpaczy - natłuszczona etykieta odkleja się ze wszystkich stron, a do lepiącego się od olejku plastiku przykleja się kurz.

Pomimo tego, na pewno wrócę do tego kosmetyku. Nie od razu po skończeniu tego opakowania, bo chcę wypróbować innych olejków i na pewno też pomyślę nad alternatywnym sposobem przechowywania olejku. Ale wrócę, bo działa świetnie.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Niedziela dla włosów i u mnie! #1



Od dawna śledzę wpisy Anwen z cyklu "Niedziela dla włosów". Tym razem, jako że i ja sprawiłam w weekend przyjemność swoim włosom, postanowiłam dołączyć do akcji. Zapraszam więc na relację z mojej pierwszej włosowej niedzieli.


Na pierwszy ogień poszła kupiona przeze mnie maska Henna Treatment Wax. Zmieszałam ją z łyżką stołową olejku ze słodkich migdałów Vatika tak, aby uzyskać jednolitą konsystencję. Gotową mieszankę nałożyłam na włosy, pod rozgrzany na kaloryferze turban i zimową czapkę.

Kiedy przyszedł czas zmycia oleju, nie sięgnęłam po szampon. Wykorzystując fakt, że Wax ma SLS dosyć wysoko w składzie, zmyłam go po prostu wodą, jednocześnie masując skalp opuszkami palców. Po myciu nałożyłam na włosy Kallosa Latte (którego używam także jako odżywki do mycia włosów) i po około kwadransie zmyłam, również robiąc przy tym masaż głowy.

Jeszcze tylko glutek lniany jako odżywka b/s, zabezpieczenie końcówekserum Bioelixire i gotowe. Następnego dnia rano, włosy prezentowały się tak:


Jestem zadowolona z efektów. Włosy były miękkie, aż przyjemnie było ich dotykać. Jedyne, do czego mogę się przyczepić. to lekkie spuszenie, ale to pewnie kwestia Vatiki, która ma w sobie dodatek oleju kokosowego, który wysokoporowate kłaki lubi puszyć.

Nierówna długość to efekt mojej ostatniej (najprawdopodobniej na bardzo długo) wizyty u frzyjera. NIe wiem, jak kobiecie udało się to zrobić, ale od czasu podcięcia, lewa strona notorycznie wywija mi się na zewnątrz, podczas gdy prawa, jak zwykle, zawija się do środka. Stąd wrażenie, że włosy są nierównej długości.

Za tydzień, mimo Wielkanocy, planuję kolejną niedzielę dla włosów i już chowam na tę okazję bardzo dojrzałego banana ;) Macie jakieś ulubione przepisy na mikstury włosowe z tym składnikiem?

piątek, 11 kwietnia 2014

I już cię nie opuszczę... Dwufazowy płyn do demakijażu Ziaja

Witajcie! Ostatnio na blogu dużo było o kosmetykach, które nie do końca mi pasowały, albo wręcz okazały się porażką. Okazuje się, że łatwiej mi się pisze, kiedy mogę sobie trochę ponarzekać ;) Jednak w najbliższym czasie postaram się wam przedstawić kilka kosmetyków, z których jestem stuprocentowo zadowolona, a oto jeden z nich.






Można właściwie powiedzieć, że ten płyn mnie zepsuł. Zanim jeszcze weszłam na dobre w świat kosmetyków i pielęgnacji, przez długi czas używałam tylko jego. Głównie z powodu ceny, bo kosztuje on zaledwie 5.99zł. Potem moje zainteresowania się poszerzyły, odezwała się we mnie dusza testera, postanowiłam sprawdzić inne produkty do demakijażu... No i okazało się, że żaden nie jest w stanie sprostać temu, do czego przyzwyczaił mnie ich poprzednik.

Przede wszystkim - zmywa makijaż wodoodporny. Wydawałoby się to oczywiste - w końcu na buteleczce stoi jak byk, że tak jest. To właśnie jest jedna z rzeczy, które nauczyłam się doceniać - okazuje się, że bardzo często to, że producent deklaruje, że produkt radzi sobie z kolorówką o podwyższonej trwałości, w praktyce okazuje się bzdurą na resorach. A tutaj faktycznie, radzi sobie.

Nie podrażnia oczu - kolejna rzecz, która wydawała mi się oczywista. W końcu, jeśli mamy używać kosmetyku również do demakijażu oczu, nie powinien on ich podrażniać. Jednak przy użyciu innych produktów, ostatnim etapem demakijażu było domycie resztek kapiącymi z podrażnionych oczu łzami. Nie wiem, ile Ziaji musiałabym sobie wlać do kącików, aby wywołać taki efekt, przy normalnym użytkowaniu nie zauważam żadnych negatywnych efektów.

Jest wydajny. Buteleczka kupiona we wspomnianej wcześniej cenie, spokojnie wystarcza na dwa miesiące użytkowania.

Wydawałoby się, że nie robi nic specjalnego. Doceniłam go dopiero, gdy zamieniłam go na kolejno: mleczko micelarne z Perfecty i płyn micelarny z Biedronki. Dalej eksperymentować nie zamierzam.

A jakie są wasze doświadczenia z kosmetykami do demakijażu? Macie swoich ulubieńców, których nie zamienicie na żaden inny produkt?

niedziela, 6 kwietnia 2014

Zrzucam masę cz. I - odżywianie

Wiosna przyszła rozgościła się już u nas na dobre i jak to zwykle bywa, wiele osób odkryło, że ich figura po zimie pozostawia wiele do życzenia. Nie inaczej było ze mną. Szczegółów sytuacji, która skłoniła mnie do wzięcia się za siebie zdradzać nie będę, bo ani to szczególnie miłe nie było, ani nie ma się czym chwalić. Ważny jest efekt, czyli postanowienie, że czas coś ze sobą zrobić.

Jako że ten blog z założenia ma być urodowy, a uroda to przecież nie tylko kosmetyki, postanowiłam raz na jakiś czas opisywać jakąś część moich zmagań z własnym ciałem. Dzisiaj, na dobry początek, skupię się na tym, co i jak zmieniłam w swoim sposobie odżywiania.


Czasami, patrząc w swój talerz zastanawiam się, czy aby na pewno jestem kobietą. Stereotyp mówi, że powinnam znajdować satysfakcję we wcinaniu samych warzyw i owoców. Stereotyp mówi, że powinnam uciekać z krzykiem na widok mięsa, ewentualnie z okresową dyspensą na "mięsko z kurczaczka". Powinnam kochać czekoladę i być z nią w stanie nieustannej wojny.

Hmm. Nope.

Nie wiem, co mówią na ten temat dietetycy, ani co wykazują ostatnie badania, najważniejsze jest dla mnie to, co mówi mi mój organizm. A on ma na temat odżywiania jednoznaczną opinię. Lubię mięso i dobrze się po mięsie czuję. Tak, nawet po zabójczo czerwonej wołowinie. Nie lubię ani posiłków bez warzyw, ani posiłków składających się tylko z nich. Owoce fajnie zastępują słodycze, ale od jednego cukierka, czy garści żelek się ani nie umiera, ani nawet nie tyje (o ile nie jest to jedna garść co trzy minuty ;)).

No ale, nie da się schudnąć, nie zmieniając nic w swoim dotychczasowym życiu. Ja zmieniłam następujące rzeczy:

1. Nie chodzę głodna - to podstawa. Głód jest fatalnym doradcą, podpowiada nam to, co jest najbliżej pod ręką, a niestety, najczęściej nie jest to najlepsza opcja. Nie ustalam sobie sztywnych godzin posiłków, ale zawsze pilnuję, by mieć pod ręką odpowiednią ilość jedzenia i zaspokoić głód, gdy tylko go poczuję.

2. Piję odpowiednią ilość płynów - kolejna istotna sprawa. Czasami zdarza się, że to, co odczuwamy jako głód, jest po prostu pragnieniem i znika, kiedy uzupełnimy płyny w organiźmie. Poza tym, dobrze nawodniony organizm lepiej pracuje i ma więcej energii.

3. Zasada "później" - odkładanie rzeczy na później rzadko kończy się dobrze. Jednak kiedy w grę wchodzi apetyt na słodycze, czasami okazuje się ono zbawienne. Chodzi o to, żeby kiedy poczujemy apetyt na coś słodkiego, powiedzieć sobie "dobrze, ale później" - po obiedzie, jak skończysz czytać książkę, jak wrócisz do domu. Nie odmawiasz sobie, tylko przekładasz spełnienie zachcianki na kiedy indziej. A często okazuje się (zwłaszcza w opcji "po obiedzie"), że kiedy przyjdzie co do czego, to wcale Ci się już tego nie do końca zakazanego owocu nie chce.

4. Zdrowsze wybory - według mnie, klucz do skutecznego odchudzania. Banany są świetne w zastępowaniu mi słodyczy, tak samo mała ilość gorzkiej czekolady. Kiedy mam ochotę wyjść z chłopakiem coś zjeść w mieście, zamiast fast fooda, czy pizzy, idziemy na sushi, albo do baru mlecznego (może kotlet pożarski z surówką i kaszą to nie jest najzdrowsze danie na świecie, ale konkurencję z cheeseburgerem z frytkami wygrywa w cuglach ;) ).

Co ważne, ta metoda zadziała tylko jeśli będą to twoje wybory i muszą działać dla Ciebie. Co Ci da to, że mając ochotę na batona, zjesz banana, jeśli przez resztę dnia i tak będziesz myśleć o karmelu rozlewającym się po kruchym wafelku? Na każdego działa co innego i warto metodą prób i błędów znaleźć zamienniki, które na nas działają.

5. Nie zadręczam się - jeśli od x czasu "chodzi za mną" ten nieszczęsny karmel na kruchym wafelku, żadne zamienniki nie pomagają, to go w pewnym momencie po prostu jem. I tyle. Nie robię sobie wyrzutów, ani nie ustalam pokuty, ale...

6. Rezygnuję z tego, z czego rezygnacja nie jest problemem - jak pewnie łatwo było zauważyć, moją piętą achillesową są słodycze ;) Jednak rezygnacja z fast foodów i słodkich napojów okazała się dla mnie kompletnie bezproblemowa. Więc ograniczyłam je do minimum, dzięki czemu mogę sobie pozwolić na trochę większą swobodę tam, gdzie pokusa jest większa.

Jak widać, moje zasady są dosyć proste, co nie zmienia faktu, że działają. Zrzuciłam już 2 kilogramy, centymetry również ładnie spadają. I co najważniejsze, nie czuję jakichś specjalnych ograniczeń związanych z tym, że jestem na diecie, więc mam nadzieję, że tym łatwiej będzie utrzymać się przy dobrych nawykach, kiedy już osiągnę swoje cele.

A jak u was wygląda kwestia odchudzania? Dopadła was wiosenna mobilizacja? :)

piątek, 4 kwietnia 2014

Aktualizacja włosowa - marzec 2014

Kolejna notka, które swoje musiała odczekać, aż w końcu udało mi się znaleźć chwilę, aby do niej usiąść. W marcu moje włosy zostały bardzo dopieszczone, głównie akcją Anwen "Marzec miesiącem olejowania włosów". Przed każdym myciem (oprócz oczyszczania) nakładałam na nie mieszankę oleju z orzechów włoskich z różnymi odżywkami. Wydawało mi się, że efekty są niezłe, więc mocno się zdziwiłam, gdy na zdjęciu zobaczyłam to:


Źle nie jest, ale też spodziewałam się czegoś lepszego i zastanawiałam się, z czego wynika różnica. Wybór padł na żel lniany, który kiedyś używałam b/s po każdym myciu, a przez ostatnie dwa miesiące tego nie robiłam. Szybko nagotowałam sobie solidną porcję glutka, nakładam po każdym myciu i mam nadzieję (a wszystko na to wskazuje :)), że kolejna aktualizacja pokaże tego efekty.

Podsumowując włosowy marzec:
- nakładanie oleju przed każdym myciem okazało sie strzałem w dziesiątkę i mam zamiar to kontynuować. Zwiększę tylko różnorodność nakładanych olei.
- podcięłam końcówki, co było bardzo dobrą decyzją. Włosy od razu zaczęły się lepiej układać.
- systematycznie nakładałam wcierkę na skalp.
- wróciłam do czesania włosów na sucho. Kiedyś niemiłosiernie je to puszyło, ale jak się okazało, ten okres jest już przeszłością.
- chwilowo porzuciłam zabezpieczanie końcówek odżywką d/s Alterry na rzecz serum Bioelixire. Nie to, żebym była niezadowolona, ale po prostu zalegają mi na półce dwa opakowania, a o ile odżywkę mogę zużyć do serum olejowego, serum ma u mnie zastosowanie właściwie tylko do końcówek.

Mimo że efekty są nie do końca widoczne na zdjęciu, w dotyku czuć, że włosy są bardziej miękkie, a układanie ich stało się łatwiejsze. Mam nadzieję, że w przyszłym miesiącu zmiany będą dostrzegane także wizualnie.

środa, 2 kwietnia 2014

Projekt denko - marzec 2014

Witajcie :) Długo nie mogłam się zebrać do napisania tej notki, co rusz pojawiało się coś, co odciagało mnie od komputera i uniemożliwiało stworzenie zarówno tej notki, jak i aktualizacji włosowej. W końcu, na szczęście, czas się znalazł, więc zapraszam was na podsumowanie moich zużyć w marcu.


1. Balsam do ciała Fa NutriSkin - ani mnie nie zachwycił, ani nie odrzucił. Ot, takie przeciętne mazidło, odrobinę za rzadkie i akceptowalnie nawilżające. Nie kupię ponownie, bo nie widzę ku temu powodów.
2. Nawilżająco-odświeżający żel do mycia twarzy Lirene - dobrze oczyszczał i miło pachniał. Jednak wysuszał mi skórę, więc nie kupię go ponownie.
3. Odżywka Isana Professional Oil Care - bardzo ją polubiłam, była lekka i odżywiała moje włosy, nie obciążając ich. Pachniała delikatnie olejkiem arganowym. Wprawdzie musiałam nakładać jej dużo, ale duża objętość w niskiej cenie sprawiają, że i tak wystarczyła mi na długo. Kupię ponownie.
4. Odżywka do włosów "bez życia" Cien - nakładana po myciu nie robiła na moich włosach kompletnie nic, ale dzięki dużej zawartości gliceryny, świetnie sprawdziła się w serum olejowym. Kupię ponownie.
5. Krem do stóp Fusswohl 10% Urea - wspomagany od czasu do czasu pumeksem, radził sobie całkiem nieźle ze stwardnieniami na piętach. Przypadła mi do gustu jego konsystencja, był gęsty, ale mimo to dobrze się rozsmarowywał. Kupię ponownie.
6. Krem do stóp regulator nadmiernej potliwości Delia Good Foot - a ten krem z kolei nie przypadł mi do gustu. Był zbyt rzadki, a jego zapach mnie raził. Jako antyperspirant radził sobie przyzwoicie, ale mimo wszystko, poszukam czegoś innego. Nie kupię ponownie.


7. Tusz do rzęs 2000 Calorie Waterproof MaxFactor - recenzja


8. Mydło pomarańczowe pod prysznic Ziaja - recenzja


9. Zimowy krem do rąk regenerujący Cztery Pory Roku - wolałam jego rozgrzewającego brata, ale ten też jest w porządku. Gęsty, treściwy, ale nie zostawia na dłoniach tłustego filmu. Pachnie przyjemnie, zimowo. Na następny sezon kupię ponownie obie wersje.


10. Mleczko micelarne do demakijażu twarzy i oczu 3w1 Perfecta - produkt daremny. Żałowałam jego zakupu od pierwszej aplikacji. Nie dość, że wbrew obietnicom producenta, nie zmywa makijażu wodoodpornego, to jeszcze po dostaniu się choć odrobiny mleczka w kącik oka, zaczyna ono potwornie piec. Jest to dla mnie efekt niedopuszczalny w produkcie do demakijażu oczu. Nie kupię go ponownie na pewno, za darmo też nie wezmę.

Macie jakieś doświadczenia z którymś z produktów z mojego marcowego denka? Jaka jest wasza opinia o ich działaniu?