piątek, 7 lutego 2014

Timotei, Precious Oils, Odżywka "Drogocenne olejki"

Odżywka Timotei to jeden z produktów, które dorwałam na słynnej, włosomaniaczej promocji w Biedronce. Czaiłam się na nią od pierwszego spojrzenia w gazetkę, bo olej arganowy w kosmetykach przyciąga mnie jak magnes. Miałam chwilę zawahania, gdy już na miejscu przeczytałam skład, ale mimo to, skusiłam się na eksperyment.





Skład (za wizażowym KWC):

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Stearamidopropyl Dimethylamine, Jasminum Officinale (Jasmine) Flower Extract, Argania Spinosa Kernel Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Cocos Nucifera Oil, Behentrimonium Chloride, Paraffinum Liquidum, Amodimethicone, Cetrimonium Chloride, Glycerin, Parfum, Sodium Chlorid,e Dipropylene Glycol, Disodium EDTA, PEG-7, Propylheptyl Ether, PEG-150, Distearate Lactic Acid, DMDM Hydantoin, Phenoxyethanol, Butylphenyl Methylpropional, Linalool.

Jak widać, skład może wywoływać mieszane uczucia. Wprawdzie dosyć wysoko znajdują się ekstrakt z jaśminu i różnorakie oleje, ale na trzecim miejscu niezmywalny wodą silikon, na dalszym miejscu w składzie przypałętał się kolejny.

Mnie silikony nie są straszne, za to uwielbiam, gdy wysoko w składzie znajdują się oleje, więc nie wahałam się długo przed zgarnięciem tej odżywki do koszyka. 

Używam jej od tego czasu praktycznie po każdym myciu i jestem zachwycona. Konsystencję ma idealną, nie jest ani wodnista, ani zbyt zbita. Zapach jest dla mnie odrobinę zbyt intensywny, ale nie zalatuje nachalnie chemią, ot taki bliżej niezidentyfikowana, drogeryjna woń. Opakowanie jest wygodne, kosmetyk się z niego nie wylewa.

Aplikacja tej odżywki to sama przyjemność, ale najlepsze następuje dopiero po jej zmyciu. Byłam zaszokowana, gdy odkryłam, że to pierwszy kosmetyk, jaki poradził się z sianem, jakie tworzy mi się przy prawej skroni po użyciu jakiegokolwiek szamponu (dziwna sprawa, nawiasem mówiąc, nieważny jest skład szamponu, kołtun nie tworzy się wyłącznie przy myciu odżywką). "Silikony" - pomyślałam i z niepokojem czekałam na pierwsze oczyszczanie, po którym spodziewałam się ujrzeć na głowie znajomą masakrę. 

No i się zdziwiłam. Jasne, pasmo nadal było widocznie bardziej skołtunione niż reszta włosów, ale do tego, co działo się zanim odkryłam "Drogocenne olejki" nie było porównania. I tym właśnie Timotei mnie kupiło. Nie mogę nie chwalić produktu, któremu udało się choć trochę ujażmić mojego kołtuna.

Zapewne nie wszystkim ta odżywka podpasuje. Dziewczyny na KWC skarżyły się, że odrobinę za duża jej porcja i włosy stają się oklapnięte i obciążone, ja takiego efektu nie zauważyłam. Właściwie, jedyną jej wadą jest dostępność, nie widziałam jej nigdzie poza Biedrą. Podobno jest jeszcze w Almie, ale tego zweryfikować nie mogę, bo do tego sklepu nie chodzę.

Za 200ml odżywki zapłaciłam 5.99zł.

A jak wasze wrażenia po biedronkowych łowach? Jesteście zadowolone z zakupów, czy nie do końca?

1 komentarz: